niedziela, 20 grudnia 2015

Kiermaszy świątecznych czar

Czas przedświąteczny obfituje w kiermasz i jarmarki, na których można zakupić bożonarodzeniowe dekoracje, a także smakołyki. W ubiegłym tygodniu taki właśnie kiermasz odbył się w Izbie Regionalnej w Radlinie i towarzyszył otwarciu wystawy "Świąteczne zamieszanie". Na wystawie tej zaprezentowane zostały piękne ozdoby wykonane ręcznie przez uczestniczki projektu realizowanego przez Radlińskie Towarzystwo Kulturalne.
Poniżej mała fotorelacja:


Ten wianek przyciągał wzrok wszystkich odwiedzających, niestety nie był na sprzedaż

Może to i produkt seryjny, ale bardzo mnie zauroczył

Nowe życie zielonego swetra :-)


Cudowna alternatywa dla wieńca adwentowego. To  nie decoupage, choineczki na świecach są namalowane.

Dziękuję za uwagę oraz pozdrawiam świątecznie!

piątek, 4 grudnia 2015

Masło orzechowe

Ostatnio skusiłam się na zrobienie masła z orzechów włoskich według przepisu ze Slowly Veggie!.
Wzięłam:
- 125 g miękkiego masła,
- 100 g obranych orzechów włoskich,
- 15 g cukru pudru,
-  pół cytryny oraz
-  pół łyżeczki soli.
Pierwszy raz miałam okazję wykorzystać tą malutką tarkę :-)

Orzechy pokroiłam i uprażyłam na suchej patelni, po chwili posypałam je przesianym cukrem pudrem, a kiedy orzechy oblepiły się karmelem, to przełożyłam je do miski i odstawiłam do wystygnięcia. Kiedy wystygły zmieliłam je w malakserze. Masło ubijałam mikserem na krem, dodałam do niego orzechy, skórkę otartą z połowy cytryny oraz dwie łyżeczki soku cytrynowego. W przepisie radzili dodać również sól, ale ja z tego zrezygnowałam, ponieważ zależało mi na tym, aby masełko była raczej słodkie, poza tym wysypałam solą foremkę na masło, aby lepiej od niej odeszło.
Poniżej efekt tych zmagań:


Masło ma fajny orzechowy smak z cytrynową nutą, ale ma kremową konsystencję i bardziej nadaje się do przechowywania w słoiku jako krem, niż w formie osełki.
Mnie osobiście smakuje najlepiej z waflami tortowymi. Spróbujcie z czym Wam zasmakuje najbardziej.
Pozdrawiam i smacznego
Alebazi

niedziela, 29 listopada 2015

Lemon curd na święta

Do tej pory nie zamieszczałam postów kulinarnych, ponieważ żadna ze mnie kucharka. Owszem jest kilka potraw, które potrafię ugotować, jednak większość potraw w moim wykonaniu można by umieścić w książce kucharskiej w jednym rozdziale pod tytułem "Jakoś mi nie wyszło".
Tym razem jednak się udało. Już jakiś czas temu zrobiłam swój pierwszy lemon curd według przepisu zamieszczonego w Green Canoe Style (przepis). Na wszelki wypadek, aby nie zmarnować zbyt wielu produktów, postanowiłam zrobić go tylko z 2 jajek i 2 cytryn, a co za tym idzie z nieco mniejszej ilości cukru, mąki i masła. Dla pewności też nie gotowałam kremu na ogniu, ale na parze, a na koniec utarłam na gładko malakserem.

Już za kilka chwil płyn jajeczno - cytrynowy zmieni się w pyszny krem
Wyszedł przepyszny.


Od razu przeszło mi przez myśl czy w wydaniu pomarańczowym też by smakował i czy nada się do kruchych babeczek. Z odpowiedzią przyszedł mi świąteczny numer Slowly Veggie!, który od jakiegoś czasu chętnie czytam i wypróbowuję zawarte w nim przepisy. Już teraz wiem, że skorzystam z ich propozycji również w czasie świąt, a z pewnością upiekę "ich" kruche babeczki.






Do lektury Slowly Veggie! zachęcam nie tylko wegetarian, ale też wszystkich, którzy cenią sobie zdrowe gotowanie oraz lubią kulinarne eksperymenty.

Pozdrowienia.

niedziela, 22 listopada 2015

Dzieje kawiarki

Witajcie!
Cztery tygodnie bez wpisu na blogu, a zleciało, jak z bicza strzelił.
Dziś będzie o sprzęcie kuchennym, który u mnie zadomowił się jakieś trzy miesiące temu, a mianowicie o kawiarce, zwanej też kafetierą oraz Ekspresem Moka (przez jedno "k").


Historia kawiarki takiej, jak ta przedstawiona na powyższej fotografii sięga lat 30.tych XX wieku, a powstała we Włoszech. Zaprojektował ją Luigi De Ponti dla Alfonsa Bialetti'ego, który już od ponad dziesięciu lat pracował nad projektem urządzenia, które pozwoliłoby na zaparzenie w domu kawy, jak z kawiarni. Początkowo dolny pojemnik miał kształt bardziej wypukły, a rączka była drewniana, jednak już w 1946 roku dolnej części nadano kształt stożkowy, a rączkę zaczęto wykonywać z plastiku. Sama kawiarka natomiast jest wykonana z aluminium i składa się z trzech głównych elementów: dolnego zbiorniczka na wodę, pojemnika na kawę wraz z filtrem oraz górnego zbiornika na gotowy napar:

Schemat kawiarki 1.




Schemat kawiarki 2.

Jednak Ekspres Moka, to nie pierwszy czajniczek do parzenia kawy. Najstarsze pochodzą z ojczyzny kawy, czyli Etiopii i mają postać glinianego dzbanka z wydłużoną szyjką, zwanego jebene. Od wielu wieków kawę pija się również w Turcji. Tam do jej zaparzania służą mosiężne lub miedziane tygielki z długą rączką - tzw. ibriki. W Europejskich domach, oczywiście u arystokracji, zaparzacze pojawiły się w XVII wieku. Pierwsze z nich były bardzo niedoskonałe, a głównym problemem było oddzielenie fusów od naparu. W 1819 roku w Paryżu skonstruowano starszą siostrę dzisiejszej Moki - kawiarkę, która składała się z dwóch połączonych naczyń - dolnego na wodę i górnego na zmieloną kawę , między którymi znajdował się filtr, jednak wtedy zaparzanie kawy odbywało się bez wykorzystania ciśnienia. Po prostu, gdy w dolnym naczyniu woda zawrzała, to odwracano zaparzacz do góry nogami, aby woda mogła przesączyć się przez kawę. Pierwsza kawiarka ciśnieniowa powstała w Anglii w 1833 i ponoć przypominała kształtem rosyjski samowar. W następnych latach kawiarki przybierały najróżniejsze kształty, poniżej dwa przykłady z artykułu o kawiarkach z miesięcznika Weranda, nr 5/ 2010:
Ceramiczny dzbanek w mosiężnej obudowie

Francuska kawiarka, 1861 r.
Oczywiście najlepiej wykorzystywać świeżo mieloną kawę, więc na dokładkę wstawiam fotkę cudnego młynka:

Mam nadzieję, że lektura była udana.
Pozdrawiam i do następnego wpisu.

poniedziałek, 26 października 2015

Green Canoe - podróż czółnem

Zawsze z niecierpliwością czekam na nowy numer Green Canoe Style - magazynu internetowego, który jest wydawany przez autorkę bloga Green Canoe. Dziś ukazał się kolejny numer - zapraszam Was do lektury. Jak zwykle można podziwiać cudowne wnętrza, poszukać inspiracji jeśli chodzi o dodatki, no i można (a nawet trzeba) wypróbować któryś z przepisów. Na moim stole już niebawem zagoszczą naleśniki z makiem i lemon curd ze str. 187. Link do bieżącego numeru:  Green Canoe Style


Pozdrawiam i życzę miłej lektury,
Alebazi

niedziela, 25 października 2015

Robótkowo

W czwartek nareszcie przyszło zamówienie z pasmanterii: Hoooked Zpagetti, kanwa: czarna, błękitna oraz taka rozpuszczalna w wodzie, i najbardziej oczekiwana zabawka, a mianowicie laleczka dziewiarska.


Znacie to uczucie, kiedy prawie kończycie jakąś pracę, a tu kończy się Wam włóczka? Ja tak miałam z dywanikiem, który robię z Hoooked Zpagetti: zabrakło mi materiału dosłownie na półtorej okrążenia, ale już niedługo moja "malusia" robótka osiągnie zaplanowany rozmiar. Na razie ma to to raptem 60 cm średnicy ;-)


Kanwa z kolei przyda się do innego projektu. Zamierzam przygotować wystawę haftowanych zakładek do książek, zrobiłam już kilka, ale stwierdziłam, że jeśli wszystkie będą na białym materiale, to w konsekwencji wystawka  może być trochę nudna, poza tym żółty napis "Harry Potter" zdecydowanie lepiej zaprezentuje się na tle czarnym niż białym. Jak sądzicie?

 Mam jeszcze w planie kilka innych wzorów na zakładeczki:

A ostatnia zdobycz, którą chciałabym dziś zaprezentować, to laleczka dziewiarska. Jak ją zobaczyłam w sklepie, to od razu mnie urzekła i nie mogłam już o niej zapomnieć. Dzięki niej można upleść z włóczki czy jakiejś innej nitki sznurek. Ja w ciągu dwóch wieczorów uplotłam go ze 3 metry, ale jeszcze nie wiem do czego go wykorzystam. Może wpadnę na jakiś pomysł zanim dojdę do 10 metrów ;-) W każdym razie polecam dzierganie na niej wszystkim, którzy lubią mieć zajęte ręce.





Ściskam mocno!
Alebazi

sobota, 17 października 2015

Samowar

Najwyższa pora, aby pojawił się już dawno obiecany post o samowarze.
Jak już wcześniej wspominałam TU, w domach szlacheckich samowar był ustawiany w jadalni na stoliku z marmurowym blatem lub nakrytym mosiężną tacą, która chroniła blat przed zabrudzeniami, ale przede wszystkim przed kontaktem z rozżarzonymi węgielkami, które mogły wypaść z samowara.
Zgodnie z informacjami, które znalazłam na stronie Koneserów (http://null.koneserzy.pl/) samowar, jaki znamy,  został wynaleziony przez braci Lisycynow w 2 poł. XVIII w, by w ok. sto pięćdziesiąt lat później stać się produktem wytwarzanym masowo. Według przywoływanej przeze mnie już Elżbiety Koweckiej, w polskich domach samowar pojawił się w poł. XIX wieku, jednak nastawiania herbaty nie celebrowano u nas, tak jak w Rosji i też nie zadomowił się samowar u nas na zbyt długo - po I wojnie światowej sprzęt ten praktycznie przestał pojawiać się na polskich stołach.
Poniżej zamieszczam rysunek samowara ze strony Wikipedii:

1. mała pokrywka służąca do zduszenia ognia w kominie samowara;
2. korona, na której ustawia się czajnik z esencją herbacianą;
3. pokrywa zawierająca otwór na ujście pary;
4. korpus, zbiornik wodny z kominem w środku;
5. uchwyt;
6. przepustnica powietrza do spalania;
7. wylewka;
8. kurek kranu;
9. małe uchwyty do zdejmowania pokrywy.

W moim rodzinnym domu również mieliśmy samowar, który teraz jest ozdobą mojego salonu. To żaden antyk; został wyprodukowany w latach 70. XX wieku i w przeciwieństwie do pierwszych samowarów nie jest opalany węglem drzewnym, tylko zasilany prądem. W dzieciństwie był jedną z moich ulubionych zabawek :-)

Na tym zdjęciu bohater dzisiejszego wpisu stoi na innej rodzinnej pamiątce - ręczniku, który wyhaftowała jeszcze "za panny" kuzynka mojego ojca, mieszkająca we Lwowie. To ona właśnie nauczyła mnie haftować krzyżykiem kiedy miałam przyjemność u niej gościć. Swoją drogą, u niej stał taki sam samowar.

Tak się składa, że znam kilku Rosjan, w których domach z samowarów nadal często się korzysta, głównie kiedy przyjmowani są goście, w towarzystwie podobno parzona w nim herbata smakuje najlepiej. Do niej podaje się konfitury oraz cukier w kostkach, który macza się w gorzkim napoju, wkłada do ust i popija - to taki sposób "na prikusku", a picie herbaty to po rosyjsku чаепитие -  "czajepitie", jeśli ktoś byłby ciekawy :-)

Pozdrawiam i idę stawiać czajnik na herbatę. Koniecznie z miodem i cytryną, bo grypa stoi w progu.
Alebazi

piątek, 25 września 2015

Skarby z cieszyńskiej trówły

W miniony weekend miałam przyjemność odwiedzić moje najukochańsze miasto - Cieszyn. Odbywała się wtedy akurat impreza pod nazwą "Skarby z cieszyńskiej trówły", której zadaniem jest popularyzowanie kultury tradycyjnej Śląska Cieszyńskiego. W tym roku to była już 15 edycja "Skarbów..", a w jej ramach odbywały się liczne warsztaty, wykłady, a w ostatni dzień koncerty kapel oraz jarmark rzemiosła.
Poniżej kilka fotek z koncertu oraz jarmarku, a także z wystawy tróweł, która odbyła się na Zamku Cieszyn.



Mnie oczywiście najbardziej interesowało rękodzieło, chociaż przyznam, że tegoroczna impreza trochę mnie zawiodła. Pamiętam czasy, kiedy stanowisk było więcej.
Dzieła kowala

Oryginalne prace w drewnie
Haftowane elementy zdobnicze koszul z rejonu Beskidu Śląskiego. Motyw geometryczny lub roślinny powstaje przez wyhaftowanie tła - jest to haft negatywowy.

Takim haftem zdobiono np. żywotki czyli górne części sukien - tradycyjny strój cieszyński.
Srebrny pas- ozdoba kobiecego stroju cieszyńskiego, a w czerwonych pudełkach - czyli zapinki wykonane metodą filigranu.

Piękny, biały haft służył do zdobienia kabotków, czyli damskich bluzek, które również są elementem stroju cieszyńskiego.


Powyżej dwie piękne trówły czyli skrzynie na wiano, a poniżej wystawa poświęcona cieszyńskiemu introligatorstwu (Książnica Cieszyńska):
Książeczka jest mniej więcej w rozmiarze pudełka zapałek


Prasa introligatorska




I na zakończenie krótka relacja z warsztatów papieru marmurkowego, które odbyły się w Książnicy Cieszyńskiej:
Przygotowanie bazy przez panią z pracowni konserwatorskiej

Efekt końcowy warsztatów

Moja najładniejsza praca




Dzięki za uwagę i pozdrawiam :-)